niedziela, 30 stycznia 2011

Pijany budżet Warszawy


Zarządy ponad połowy warszawskich dzielnic wystąpiły lub zamierzają wystąpić do Rady Warszawy o zgodę na radykalne zwiększenie zatwierdzonego niecałe 11 miesięcy temu limitu liczby punktów sprzedaży wódki i innych mocnych napojów alkoholowych. Jestem temu przeciwny.
Jeżeli we władzach stolicy i stołecznych dzielnic nie ma woli, by – tak jak to robią na Litwie – zmniejszać liczbę wódopójni, to niech Rada Warszawy utrzyma dotychczasowe limity, a przynajmniej nich nie zwiększa ich liczby w tempie większym niż wzrost liczna mieszkańców naszego miasta.

W styczniu zarządy większości dzielnic zaproponowały gwałtowny wzrost liczby lokali z wyszynkiem i sklepów sprzedających wódkę na wynos:
Bemowo - o 25% (z 240 do 300; wzrost o 60)
Mokotów - o 18% (z 500 do 590; wzrost o 90)
Wilanów - o 18% (z 110 do 130; wzrost o 20)
Ursynów - o 15% (z 330 do 380; wzrost o 50)
Śródmieście - o 9% (z 1150 do 1250; wzrost o 100)
Podobne wnioski szykują lub już przygotowały także władze m.in. Ochoty, Pragi-Południa, Śródmieścia, Targówka, Woli i Żoliborza. W niedawnej ankiecie prasowej jedynie przedstawiciele władz Białołęki, Rembertowa i Włoch wyraźnie zadeklarowali, że wystarczą im dotychczasowe limity, które w przypadku tych niewielkich dzielnic wynoszą 210, 75 i 175 punktów sprzedaży punktów napojów alkoholowych zawierających powyżej 4,5% alkoholu (z wyjątkiem piwa).

Na terenie Warszawy maksymalną dopuszczalną liczbę punktów sprzedaży mocnych alkoholi ustalono 18 marca 2010 roku, gdy radni miejscy niemal jednogłośnie uchwalili, że limit ten ma wynosić 5015, w tym:
- 2250 dla restauracji i innych lokali gastronomicznych sprzedających mocne alkohole przeznaczone do spożycia na miejscu,
- 2765 dla sklepów i innych placówek handlu detalicznego, sprzedających mocne alkohole nieprzeznaczone do spożycia na miejscu.
Załącznik do uchwały nr LXXIV/2298/2010 Rady m.st. Warszawy z dnia 18 marca 2010 r. ustalał też dzielnicowe limity (dla wielu dzielnic niezmieniane od 2005 roku).

Od 18 marca 2010 roku minęło niecałe 11 miesięcy.
Co takiego stało się w tym czasie z Warszawą i jej dzielnicami, że stare limity mają iść w zapomnienie?
Czemu odrzuca się przyjęte wówczas – i tak przecież wysokie – kompromisowe ograniczenia?
Czy aż tak bardzo zwiększyła się liczba ludności Warszawy? Przecież nie.
Czy skrywanym motywem przedstawianych propozycji jest wzrost zadłużenia miasta i dzielnic oraz trudna sytuacja finansowa budżetu miasta i państwa, które pod rządami ekip pani prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz i pana premiera Donalda Tuska nie wywiązują się ze złożonych w kampaniach wyborczych obietnic i teraz na gwałt szukają poparcia a to najbardziej złaknionych wódki dostępnej na wyciągnięcie ręki wyborców, a to tych handlowców i restauratorów, którzy chcą im ją podsunąć pod sam nos?
W 2009 roku zasilające kasy dzielnic wpłaty do budżetu stolicy z opłat koncesyjnych (tak zwanego `korkowego`) sięgały 18 mln zł. Wprawdzie korkowe wolno wydać tylko na walkę z alkoholizmem i uzależnieniami, ale pieniądz w kasie to jest pieniądz w kasie. Poza tym wzrost liczby punktów sprzedaży niemal na pewno zaowocuje wzrostem sprzedaży alkoholu, więc przy okazji pewnie i budżet państwa pożywi się wzrostem wpływów z akcyzy i CIT.

Czy Warszawa musi iść tą drogą? Czy musi zwiększać ilość punktów sprzedaży wódki, co niemal na pewno spowoduje wzrost jej spożycie? Jaki sens ma ułatwianie zakupu wódki po to, żeby zarobić trochę więcej pieniędzy przeznaczonych na zwalczanie alkoholizmu? Oczywiście można to popierać, ale przedtem wypadałoby uczciwie odpowiedzieć na kilka elementarnych pytań.
Czy przestała być aktualna intuicyjnie oczywista, ale też stwierdzona przez amerykańskich i holenderskich badaczy zależność między wzrostem gęstości punktów sprzedaży alkoholu a wzrostem spożycia alkoholu oraz między wzrostem gęstości punktów sprzedaży alkoholu a wzrostem liczby obrażeń ofiar wypadków drogowych?
Czy godząc się na zwiększenie o 18% liczby punktów sprzedaży wódki i innych mocnych alkoholi na stosunkowo spokojnym (w porównaniu ze Śródmieściem czy Wolą) Mokotowie chcemy sobie zafundować wzrost liczby ofiar wypadków drogowych i przestępstw, w tym ofiar przemocy sąsiedzkiej i domowej?
Czy wzbogacając dziś doraźnie budżety dzielnic o wpłaty z korkowego Zarząd i Rada Dzielnicy godzi się na ponoszeniu już w nieodległej przyszłości zwiększonych wydatków nie tylko na przeciwdziałanie alkoholizmowi, ale też na ochronę zdrowia, opiekę społeczną, pomoc rodzinom, utrzymanie porządku publicznego oraz zwalczanie przestępczości i przeciwdziałanie patologiom społecznym?

Uzasadniając gotowość zwiększenia liczby punktów sprzedaży mocnych alkoholi zarządy dzielnic powołują się na rosnące zapotrzebowania zgłaszane przez właścicieli lokali gastronomicznych i sklepów. Robią to jednak także tam, gdzie dotychczasowe limity nie zostały wyczerpane.
Powołują się też na zgłaszaną przez handlowców i restauratorów chęć takiego przebranżowienia działalności, która umożliwi również sprzedaż wódki i innych mocnych trunków. Powołują się na wnioski napływające z osiedli, w których wybudowano nowe bloki lub domy mieszkalne. Robią to jednak także w przypadku tych osiedli i ulic, na których wystarczy rzucić beretem, żeby trafić w sklep z wódką (choćby Chodkiewicza czy Puławska przy Dworcu Południowym na Mokotowie).

Zarząd Dzielnicy Mokotów wnioskuje o zwiększeniu limitu punktów sprzedaży mocnych alkoholi z 500 do 590 – czyli mniej więcej z 1 na 600 mieszkańców do 1 na 500 mieszkańców (według informacji na temat liczby stałych mieszkańców Mokotowa podanej 26 stycznia przez nowego wiceburmistrza dzielnicy mgr. Zdzisława Szczekotę podczas posiedzenia Komisji Bezpieczeństwa, Porządku Publicznego i Przeciwdziałania Patologiom Społecznym Rady Dzielnicy) lub z 1 na 450 mieszkańców do jednego na 381 mieszkańców (według ostatnich oficjalnych danych GUS).
Koroną argumentacji Zarządu jest przedostatnie zdanie uzasadnienia, podpisanego przez wiceburmistrza Szczekotę:
„…uwzględniając cel ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi jakim jest ograniczenie dostępności alkoholu wydaje się, iż ustalenie liczby punktów na w/w poziomie będzie optymalnym rozwiązaniem”.
Doprawdy, żeby podpisać się pod tym zdaniem, trzeba być z tych prawników, którzy – tak jak pan wiceburmistrz – w 1982 roku rozpoczynali służbę zawodową w Milicji Obywatelskiej, więc nie mieli czasu zapoznać się z ustawą z dnia 26 października 1982 r. o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi, w której zapisano:
„Uznając życie obywateli w trzeźwości za niezbędny warunek moralnego i materialnego dobre Narodu, stanowi się, co następuje: Art. 1. ust. 1. Organy administracji rządowej i jednostek samorządu terytorialnego są obowiązane do podejmowani działań zmierzających do ograniczenia spożycia napojów alkoholowych oraz zmiany struktury ich spożywania…”.
Tak. Samorządy mają dążyć do „ograniczania spożycia”, a nie do „ograniczania dostępności poprzez zwiększanie liczby punktów sprzedaży”…
Zarząd podpiera się argumentem, że jeżeli nasza dzielnica nie wystąpi o jak największy wzrost limitów (nawet z pewnym zapasem, bo władze miasta i tak coś obetną) – to inne dzielnice rozdrapią nowe koncesje, pożywią się zyskami z korkowego, zaspokoją apetyty swoich restauratorów, handlowców i konsumentów mocnych alkoholi, gdy tymczasem z naszej dzielnicy handlowcy się wyniosą, restauratorzy zbankrutują a spragnieni wódki Mokotowianie będą kupować i płacić w sąsiednich, bardziej zapobiegliwych dzielnicach a wódkę przywozić na Mokotów w butelkach lub w żołądkach.
26 stycznia argumenty Zarządu Dzielnicy Mokotów nie przekonały wszystkich radnych z Komisji Bezpieczeństwa. W głosowaniu padły 4 głosy za i 2 głosy przeciw. Przeciw głosowałem ja oraz radna Izabela Stawicka z kluby radnych SLD.

Kto chce, by bramy warszawskich domów okupowali szczający i rzygający pijaczkowie, niech popiera wzrost liczby sklepów z alkoholem na wynos.
Kto nie lubi cichych enklaw zielonej Warszawy, niech popiera wzrost liczby lokali serwujących nie tylko piwo, ale i mocne alkohole.
Kto chce by symbolem naszego miasta była pijana tłuszcza, która drwiąc z uczuć Warszawiaków w samym centrum kulturalnym stolicy, bo na Krakowskim Przedmieściu, wznosiła krzyż z puszek po piwie, niech popiera otwieranie wódopójni w każdym nowym osiedlu i w co drugim nowym bloku mieszkalnym.
Ja jestem temu przeciwny.

1 lutego o godz. 16.00 w Domu Kultury przy ul. Łowickiej 21 Rada Dzielnicy Mokotów zbierze się na sesji, podczas której zaopiniuje wniosek Zarządu Dzielnicy o pozytywne zaopiniowanie zwiększenia o 90 liczby punktów sprzedaży wódki i innych mocnych alkoholi na terenie Mokotowa. Wstęp wolny.

piątek, 21 stycznia 2011

Departament Stanu USA o Smoleńsku

Oświadczenie Philipa J. Crowleya warto przytoczyć w całości i w oryginale nie tylko dlatego, że było ono w Polsce przedmiotem różnorodnych medialnych manipulacji.
Rzecznik Departamentu Stanu, zapytany 20 stycznia po południu (późnym wieczorem czasu polskiego) o możliwość udziału amerykańskich instytucji rządowych w międzynarodowym śledztwie w sprawie katastrofy smoleńskiej, oświadczył: „Nic nie wiem, by USA zostały poproszone o dostarczenie jakiejś szczególnej pomocy w śledztwie w sprawie tego wypadku. Oczywiście jesteśmy gotowi pomóc w każdy dostępny nam sposób, jeżeli Polska lub Rosja nas o to poprosi".

QUESTION: Thank you. My name is Thomas Siemienski, Polskie Radio, Poland/France. Mr. Crowley, the relationship between Poland and Russia are getting a little more complicated because of the Russian report about the reasons of the Polish president’s plane crash. Some officials in Poland say an international investigation would be useful in this issue, in this case, maybe with the – with American experts. Could the U.S. Government take in any way part in this investigation? And what’s your comment about this issue with two countries which are both your friends?
MR. CROWLEY: Obviously, as we’ve said many times, this was a tremendous tragedy for Poland. And it has been fully investigated. This is, at its heart, a matter between Russia and Poland. We understand the sensitivities and the emotions that sorting through these issues can create. I’m not aware that the United States has been asked to provide any particular assistance in the investigation of this accident. But obviously, we are prepared to help in any way that might be – that either Poland or Russia would contemplate. But at this point, it is – we certainly would hope that this – the investigation of this tragedy does not in any way impede improved relations between Russia and Poland.

W jednym z ogólnopolskich dzienników informację o tej wypowiedzi zatytułowano „USA: Smoleńsk to nie nasza sprawa”, a rozpoczęto ją od sprzecznego z prawdą leadu: „Stany Zjednoczone nie pomogę Polsce w smoleńskim śledztwie. To sprawa między Rosją a Polską - powiedział rzecznik Departamentu Stanu”.
W tymże dzienniku sens kluczowego fragmentu oświadczenia zmieniono, urywając je w połowie: „Nic nie wiem, by USA zostały poproszone o dostarczenie jakiejś szczególnej pomocy w śledztwie w sprawie tego wypadku. Oczywiście jesteśmy gotowi pomóc w jakikolwiek sposób…”. [pominięto słowa: …jeśli Polska lub Rosja nas o to poprosi]

… jeśli Polska … nas o to poprosi…

Rzecz nie jest bez znaczenia – trafia w samo centrum polskiego sporu o sposób badania okoliczności katastrofy rządowego samolotu Tu-154 Nr 101 w pobliżu lotniska w Smoleńsku.
19 stycznia późnym wieczorem minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, replikując prezesowi Prawa i Sprawiedliwości Jarosławowi Kaczyńskiemu, pytał w Sejmie (strona 62, szpalta prawa):
Czy instytucje międzynarodowe czy politycy (…) od Stanów Zjednoczonych po Unię Europejską (…) palą się do tego, żeby rozstrzygać spory, interweniować albo przejmować kontrolę nad śledztwem?
Wielokrotnie polski rząd zwracał się do ekspertów, w rozmowach informował polityków o tym, jak wygląda sytuacja. (…) oczekiwanie społeczności międzynarodowej (…) jest takie: postarajcie się tę sprawę skutecznie załatwić sami, w relacjach bilateralnych. I na razie staramy się to robić.
Niecałe 24 godziny później rzecznik Departamentu Stanu USA replikuje:
Nic nie wiem, by USA zostały poproszone o dostarczenie jakiejś szczególnej pomocy w śledztwie w sprawie tego wypadku. Oczywiście jesteśmy gotowi pomóc w jakikolwiek sposób, jeśli Polska [lub Rosja] nas o to poprosi.

Jest różnica między „zwracaniem się do ekspertów” i „informowaniem polityków” a zwróceniem się z „prośbą o pomoc” do Stanów Zjednoczonych?
Jeżeli jest taka różnica – a nie wątpię że jest – to teraz jest dobry moment, by się o taką pomoc zwrócić. Jest on zresztą równie dobry teraz, jak był przez wszystkie poprzednie dziewięć miesięcy.
Oczywiście rząd może ten moment przegapić podobnie jak przegapił wszystkie poprzednie.
Oczywiście rząd może sprawę nadal przewlekać, czekając a to na raport komisji Millera, a to na ustalenia rosyjskich prokuratorów, a to na wybory…
Ale w końcu, po najdłuższej choćby nocy, wstanie ranek, wiatr dmuchnie od Morza, Ciemności rozpierzchną się i runie z trzaskiem mur kłamstw broniących smoleńską Czarną Wieżę.

P.S.
Gdy dziś przed południem po raz pierwszy czytałem na stronie internetowej Departamentu Stanu tekst oświadczenia pana Crowleya, początek poprzedzającego je pytania brzmiał:
QUESTION: Thank you. My name is Marek Walkuski. I work for the Polish Public Radio. Mr. Crowley,…
Kilkanaście godzin później początek pytania został zmieniony na:
QUESTION: Thank you. My name is Thomas Siemienski, Polskie Radio, Poland/France. Mr. Crowley,…
Na szczęście w treści pytania (a co ważniejsze, w oświadczeniu rzecznika) aż do godz. 23.00 nie zaszły żadne zmiany. Radzę jednak Czytelnikom, by na wszelki wypadek sprawdzili, czy nic się tam nie zmieniło.

wtorek, 18 stycznia 2011

Ministerstwo Obrony RP = Russian Ministry of Defense?

Porównując szósty akapit ustaleń ogólnych 210-stronicowego raportu końcowego MAK sięgam po dwie wersje oryginalne (rosyjską i angielską) i po oficjalne polskie tłumaczenie opracowane przez Komisję Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego (KBWLLP) pod przewodnictwem ministra Jerzego Millera.

Окончательный Отчет / Общие сведения (str. 12)
Приказом Председателя МАК от 13 апреля 2010 года 8-498/p для проведения технического расследования совместно с Министерством обороны Российской Федерации была назначена Комиссия в составе: …

Final Report / Synopsis (str. 7)
Order 8-498/p of the IAC Chairperson dated April 13, 2010 concerning the technical  investigation in cooperation with the Russian Ministry of Defense appointed  the following investigation team: …

Raport końcowy / Ustalenia ogólne (str. 12):
Rozporządzeniem Przewodniczącego MAK Nr 8-498/r. z 13 kwietnia 2010 roku, w celu przeprowadzenia badań technicznych, w porozumieniu z Ministerstwem Obrony Narodowej Rzeczpospolitej Polskiej utworzono Komisję w składzie:

Czy to tylko błąd korekty plus bałagan plus brak nadzoru?
Czy to może intryga wymierzona w któregoś ministra lub jego nieuważnych krytyków?
A może to raczej przyczynek do oceny jakości prac komisji i innych organów naszego państwa, które – jak nas nie raz zapewniali Donald Tusk i Bronisław Komorowski – pod ich kierownictwem „zdało egzamin”?
Nie wiem, nie oceniam i nie interpretuję. Ja tylko, jak my wszyscy, próbuję ustalić fakty i zbliżyć się do prawdy.
We wtorek o godz. 16.00  w Sali Kolumnowej Sejmu odbędzie się wspólne posiedzenie Komisji Obrony Narodowej, Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka oraz Komisji Infrastruktury, zwołane na wniosek posłów PiS w trybie art. 152 ust. 2 regulaminu Sejmu. W porządku obrad: sprawozdaniem z prac polskich organów państwowych w związku z katastrofą TU 154M 10 kwietnia 2010 r.

Źródła:
Rosyjska wersja raportu i jej polskiego tłumaczenia na stronie KBWLLP (wejście także przez stronę MSWiA)
Rosyjska i angielska wersja raportu na stronie MAK  (zakładki: Расследования / 2010 10 апреля Ту-154М № 101) / Окончательный Отчет (на русском языке) / Окончательный Отчет (на английском языке)

wtorek, 11 stycznia 2011

Smoleńska komisja sejmowa: śledcza, nadzwyczajna czy żadna


Jak najprościej ukręcić głowę idei powołania sejmowej komisji badającej okoliczności katastrofy smoleńskiej? Regulaminowo. A oto, jak to się robi w Sejmie marszałka Grzegorza Schetyny (PO).
W lipcu 2010 r., wobec braku szans na powołanie sejmowej komisji badającej okoliczności katastrofy, powołano Parlamentarny Zespół ds. zbadania przyczyn katastrofy TU-154 M z 10 kwietnia 2010 r. (złożony głównie, ale nie tylko, z posłów i senatorów PiS).
W grudniu 2010 r. kluby PiS i PJN skierowały do Marszałka Sejmu dwa projekty uchwał w sprawie powołania stosownych komisji sejmowych:
10 grudnia Klub PiS - komisji śledczej do zbadania okoliczności katastrofy samolotu specjalnego TU 154-M z 10 kwietnia 2010 r. na lotnisku Siewiernyj;
13 grudnia Klub PJN – komisji nadzwyczajnej do spraw rozpatrzenia informacji wniosków i uwag organów państwowych, w tym rady Ministrów i właściwych ministrów oraz działań tych organów, podejmowanych w związku z katastrofą samolotu rządowego w Smoleńsku w dniu 10 kwietnia 2010 roku, w ramach sprawowanej przez Sejm RP kontroli konstytucyjnej.
Odkładając na później porównanie proponowanych zakresów działania obu komisji oraz rozstrzygnięcie skądinąd godnej rozważenia kwestii, czy więcej pożytku byłoby z komisji śledczej (działającej na podstawie ustawy z dnia 21 stycznia 1999 r. o sejmowej komisji śledczej  oraz art. 136a Regulaminu Sejmu RP), czy z komisji nadzwyczajnej (działającej na podstawie art. 19 ust. 1 Regulaminu Sejmu), warto ustalić, jakie były dalsze losy obu projektów.
13 i 14 grudnia ideę powołania komisji sejmowej dezawuowali – bardziej lub mniej energicznie - przedstawiciele klubów PO, PSL i SLD oraz Marszałek Sejmu Grzegorz Schetyna (PO).
Rafał Grupiński (wiceprzewodniczący Klubu PO) nazwał ten pomysł co najmniej przedwczesnym; taka komisja - gdyby powstała - zamieniłaby się natychmiast w miejsce spektaklu politycznego. Trudno wyobrazić sobie, aby klub PiS delegował do tej komisji kogoś innego niż szefa zespołu (ds. katastrofy smoleńskiej) Antoniego Macierewicza. Dalsze tego konsekwencje wszyscy możemy sobie wyobrazić.
Stanisław Żelichowski (przewodniczący Klubu PSL): Powołanie takiej komisji tylko utrudni życie prokuraturze i opóźni dojście do prawdy. Nie widzę powodu, aby powoływać tę komisję. To jest jakaś rozgrywka w ramach PiS-u, kto szybciej zawładnie tragedią smoleńską. My w to nie będziemy wchodzili.
Stanisław Wziątek (poseł SLD, przewodniczący sejmowej Komisji Obrony Narodowej): nie można poprzeć tego projektu. Polska Jest Najważniejsza próbuje znaleźć dla siebie jakąś niszę, przywiązując się do idei Lecha Kaczyńskiego i próbuje znaleźć tematy, w których będzie istnieć medialnie i politycznie. … w sprawie katastrofy smoleńskiej należy poczekać na oficjalny raport komisji pod przewodnictwem szefa MSWiA Jerzego Millera, która bada jej przyczyny. Dopiero po zapoznaniu się z tym materiałem można cokolwiek mówić, jakie należy podejmować działania.
Marszałek Grzegorz Schetyna: Z tego co wiem, nie ma w Sejmie większości do przegłosowania ani jednego, ani drugiego wniosku. Sprawa jest żywa medialnie, politycznie w moim przekonaniu – nieobecna. … Oba wnioski zostaną najpierw zaopiniowane przez Komisję Regulaminową. Po zaopiniowaniu przekażę je do głosowania na posiedzeniu plenarnym.
Minęły cztery tygodnie. 11 stycznia uzyskałem w sekretariacie Komisji Regulaminowej i Spraw Poselskich informację, że ani projekt PiS, ani projekt PJN nie dotarły do sekretariatu komisji, więc zapewne wciąż „leżą u Marszałka w podpisie”.
Jak się ukręca głowę idei powołania sejmowej komisji badającej okoliczności katastrofy smoleńskiej? Otóż właśnie tak.

Czy już tylko interesy Rosji i UE…?

Wieczorem 10 grudnia rp.pl cytowała taką oto opinię na temat projektowanego transgranicznego połączenia sieci energetycznych Polski z Białorusią i Rosją (obwodem kaliningradzkim/królewieckim):
Połączenie polskich sieci przesyłowych z tymi dwoma krajami nie znajdowało się w żadnym planie Unii Europejskiej. Forsowanie takiego pomysłu leżało więc tylko w rosyjskim interesie.
W tej interesującej ocenie, wieńczącej godny lektury artykuł redaktorów Izabeli Kacprzak i Piotra Nisztora, zabrakło mi jasnego stwierdzenia, jakie w tej ważnej sprawie są interesy Polski, a nie jedynie Federacji Rosyjskiej czy Unii Europejskiej.
Autor cytowanej opinii, pan Maciej Sankowski, został przez `Rzeczpospolitą` przedstawiony jako były doradca byłej - do 13 października 2010 roku - prezes państwowej firmy energetycznej PSE `Operator` Stefanii Kasprzyk.
Jego zdaniem Minister Gospodarki Waldemar Pawlak, który w marcu 2010 roku przejął nadzór właścicielski nad tą firmą z rąk Ministra Skarbu Aleksandra Grada, usunął zmarłą wkrótce potem (2 stycznia 2011 roku) Stefanię Kasprzyk ze stanowiska prezesa PSE `Operator` właśnie dlatego, bo sprzeciwiała się budowie transgranicznego połączenia energetycznego Polski z Białorusią i Rosją.
Jeśli tak było, to tym bardziej pisząc lub mówiąc o tej sprawie nie powinno się pomijać kontekstu polskiego interesu narodowego i naszego bezpieczeństwa energetycznego. Przecież określone w art. 9c ust. 2 ustawy prawo energetyczne i innych przepisach szczegółowych cele działalności PSE `Operator`, zakres działania tej firmy oraz jej rolę i zadania można właściwie rozumieć i interpretować jedynie z uwzględnieniem celów określonych w przepisach ogólnych prawa energetycznego, zwłaszcza zaś w art. 1 ust. 2 tej ustawy:
Celem ustawy jest tworzenie warunków do zrównoważonego rozwoju kraju, zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego, oszczędnego i racjonalnego użytkowania paliw i energii, rozwoju konkurencji, przeciwdziałania negatywnym skutkom naturalnych monopoli, uwzględniania wymogów ochrony środowiska, zobowiązań wynikających z umów międzynarodowych oraz równoważenia interesów przedsiębiorstw energetycznych i odbiorców paliw i energii. [podkreślenie moje – M. G.]