poniedziałek, 30 maja 2011

Twierdzenia Poljenasa o strukturach


Poljenas to kolega Pitagorasa. Mniej znany, bo jego twierdzenia mówią nie o wszystkich trójkątach prostokątnych (ani, szczerze mówiąc, w ogóle o żadnych trójkątach), lecz jedynie o strukturach jednej tylko partii politycznej.

Założenie 1
Blisko 1,5 tys. członków oraz partyjne struktury w co trzecim powiecie - tak liderzy PJN oceniają swoje siły przed zbliżającym się krajowym zjazdem partii.
(Źródło: depesza PAP z 29 maja 2011 roku, godz. 16.08)
Założenie 2
W Polsce jest 314 powiatów oraz 65 miast na prawach powiatu, które są gminami, ale realizują także zadania powiatów.
(Źródło: Wikipedia, hasło: Powiat
ostatnia aktualizacja: 4 maja 2011 roku, godz. 20.45)
Założenie 3
Na terenie kraju jest obecnie (od 1 stycznia 2010 r.) 2479 gmin.
(Źródło: Wikipedia, hasło: Gmina
ostatnia aktualizacja: 8 maja 2011 roku, godz. 01.01)

Twierdzenie 1
   Na jeden polski powiat przypada nieco ponad 3,9 członka PJN.
Twierdzenie 2
   Jeżeli partyjna struktura powiatowa PJN istnieje, to liczy – średnio rzecz biorąc – niecałe 12 osób.
Twierdzenie 3
   Na jedną polską gminę przypada nieco ponad 0,6 członka PJN.

Dowód twierdzenia 1
   Blisko 1500 : (314+65) = blisko 3,958
Dowód twierdzenia 2
   Blisko 1500 : (314+65)/3 = blisko 1500 : 126,[3] = blisko 11,873…
Dowód twierdzenia 3
   Blisko 1500 : 2479 = blisko 0,605
c.b.d.o.

piątek, 27 maja 2011

Lewicowe filary i prawicowe protezy rządu

Ten wpis umieściłem rano na salonie24 pod tytułem Lewe Filary rządu Donalda bez Toli, a po południu - po interwencji jednej z blogerek - także w politycznie poprawnej wersji dla wielbicielek Donalda Tuska zatytułowanej Lewe filary rządu Donalda Tuska. Poniżej trzecia i - mam nadzieję że ostateczna - wersja tego tekstu a powyżej - jego tytułu.

Rząd ma w Sejmie poparcie koalicji PO+PSL, a gdy PSL bryknie - może liczyć na niezawodnych cichych sojuszników z SLD, PJN, małych kół poselskich i na większość posłów niezrzeszonych. Czwartkowe głosowanie nad wnioskiem o wotum nieufności dla minister zdrowia Ewy Kopacz pokazało jak ten mechanizm działa – mimo, że akurat tym razem podpieranie się pozakoalicyjnymi protezami nie było konieczne.
Przemawiając w imieniu SLD posłanka Elżbieta Streker-Dembińska uprzedziła, że nie powie wprost, jak będzie głosował jej klub, gdyż opinie w SLD są podzielone… Nie na tyle jednak, by któryś z posłów SLD wychylił się i poparł wniosek o wotum nieufności. 42 towarzyszy wstrzymało się od głosu – tym samym de facto popierając dalsze urzędowanie minister Kopacz, a dwoje (Anita Błochowiak i Wojciech Pomajda) poszło o krok dalej w stronę PO, bo głosowało przeciw.
Przemawiając w imieniu PJN poseł Andrzej Sośnierz zapowiedział, że „Klub Parlamentarny Polska jest Najważniejsza w głosowaniu nad odwołaniem pani minister Kopacz wstrzyma się od głosu” – tym samym de facto popierając dalsze urzędowanie minister Kopacz. Troje posłów PJN uznało jednak, że ta forma demonstracji poparcia dla polityki rządu jest zbyt słaba. Posłowie muzealnicy Lena  Dąbkowska-Cichocka i Jan Ołdakowski oraz poseł bloger Jan Filip Libicki poszli o krok dalej w stronę PO, bo wbrew stanowisku swego klubu głosowali przeciw wotum nieufności.
Rząd Donalda Tuska może też zwykle liczyć na głosy większości posłów dziś niezrzeszonych, choć jeszcze do niedawna brylujących w ławach PO lub SLD: Cezary Atamańczuk, Andrzej Celiński, Cezary Chlebowski, Ryszard Galla, Longin Komołowski i Kazimierz Kutz głosowali przeciw wotum nieufności. (Jeden jedyny niezrzeszony poseł Ludwik Dorn przemawiał i wraz z całym klubem PiS głosował za wotum nieufności.)
Niezawodnego wsparcia nie odmówiły panu premierowi i pani minister także trzyosobowe koła SdPl i SD, choć przemawiający w imieniu tego drugiego poseł prof. Marian Filar tym razem w zamian za poparcie rządu zażądał sprzedania mu używanej Toyoty Yaris z 2007 roku. Kto nie wierzy, niech przeczyta końcowy fragment jego przemówienia (poniżej) a potem rzuci okiem > tutaj <, na str. 5. zamieszczonego tam dokumentu.
Pani minister, chciałbym publicznie panią zapewnić, że jeżeli będzie pani miała do sprzedania używany samochód, to bez względu na kolor karoserii ja ten samochód od pani kupię. (Oklaski)
Po tym dictum, rozumiecie państwo, właściwie konkluzja polityczna mojego wystąpienia będzie taka, że Demokratyczne Koło Poselskie będzie głosowało przeciwko wotum nieufności dla pani minister. Dziękuję bardzo za uwagę. (Oklaski)
No, ale poseł Filar ma też wiele innych powodów, by popierać ten rząd:
1) razem z wtedy jeszcze nie premierem Tuskiem należeli do Kongresu Liberalno-Demokratycznego i Unii Wolności oraz – o czym świadczy cytowany tu fragment stenogramu z debaty sejmowej – są na ty (choć nieco jednostronnie):
Poseł [Profesor] Marian Filar: Szanowny panie premierze...
Prezes Rady Ministrów [Magister] Donald Tusk: Drogi Marianie...
2) lubią się z wzajemnością z toruńskim dodatkiem do „Gazety Wyborczej”,
3) wygrał proces lustracyjny, choć  w oświadczeniu lustracyjnym nie podał informacji o swojej pracy w latach 1978-1979 w Wyższej Szkole Oficerskiej MSW im. Feliksa Dzierżyńskiego w Legionowie.
Po co (lub: za co) posłowie Atamańczuk, Błochowiak, Marek Borowski, Celiński, Chlebowski, Grażyna Ciemniak, Dąbkowska-Cichocka, Galla, Komołowski, Kutz, Libicki, Ołdakowski, Pomajda, Izabella Sierakowska i Jan Widacki głosowali tak jak głosowali - można spekulować.
Ale po co (lub: za co) głosowała tak jak głosowała zdecydowana większość posłów SLD, to mniej więcej wiadomo. Gdy w piątek rano, następnego dnia po odrzuceniu wniosku o wotum nieufności dla minister Ewy Kopacz, Sejm wybierał nowego sędziego Trybunału Konstytucyjnego, zgłoszoną przez SLD kandydaturę prof. Andrzeja Wróbla poparło ponad 170 posłów z PO, 35 z SLD i 23 z PSL plus kilku posłów z SdPl, SD i PJN, a na rywalizującego z nim mec. Piotra Andrzejewskiego (obrońcę w procesach politycznych w czasach PRL i senatora sześciu kadencji) głosowało 148 posłów - niemal wyłącznie z PiS i PJN.
Rzecz w tym, że jeszcze w grudniu - gdy SLD po raz pierwszy zgłosił Wróbla do Trybunału Konstytucyjnego - Platforma Obywatelska głosowała przeciw i kandydatura upadła. Co się odwlecze to nie uciecze i dziś SLD ma Wróbla w Trybunale. A co ma w zamian PO? Czy tylko Kopacz w rządzie?

niedziela, 22 maja 2011

Tu-154M: co prokurator Seremet uzgodnił w Moskwie?


Kończąc wizytę w Moskwie Prokurator Generalny Andrzej Seremet zapewniał, że uzgodnił z Rosjanami dopuszczenie polskich biegłych do udziału w badaniu wraku Tu-154M nr 101 i „czarnych skrzynek” oraz terminy tych czynności. Sęk w tym, że na razie Rosjanie tego nie potwierdzają.
Prokurator Seremet zapewniał, że w czasie wizyty w Moskwie (17-19 maja) uzgodnił z Rosjanami, iż polscy biegli już pod koniec maja będą mogli uczestniczyć w Moskwie w badaniu oryginalnych polskich czarnych skrzynek, a w bliżej niesprecyzowanym terminie – także w prowadzonym w Smoleńsku przez rosyjski Komitet Śledczy badaniu wraku polskiego Tu-154M nr 101.
Porównanie oficjalnych komunikatów wydanych przez obie strony rodzi jednak poważne wątpliwości, co właściwie prokurator Andrzej Seremet uzgodnił w Moskwie. Mamy tu bowiem co najmniej cztery istotnie odmienne wersje wydarzeń (tu tylko linki, oryginały na końcu):
Komunikat z 18 maja umieszczony na stronie internetowej Komitetu Śledczego FR
Komunikat z 19 maja umieszczony na stronie internetowej Prokuratury Generalnej FR
Wersja wygłoszona 19 maja na konferencji prasowej w Moskwie po spotkaniach z Prokuratorem Generalnym Federacji Rosyjskiej Jurijem Czajką i Głównym Prokuratorem Wojskowym Rosji Siergiejem Fridinskim (19 maja) oraz z przewodniczącym Komitetu Śledczego FR Aleksandrem Bastrykinem (18 maja)
Komunikat bez daty, umieszczony 20 lub 21 maja na stronie internetowej Prokuratury Generalnej RP
E) wersja Naczelnego Prokuratora Wojskowego gen. Krzysztofa Parulskiego oraz innych uczestników moskiewskich rozmów nie jest znana

Chronologicznie pierwszy komunikat Komitetu Śledczego FR potwierdza, że „omówiono możliwość udostępnienia oryginalnych zapisów rejestratorów pokładowych” polskim ekspertom po to, by mogli je badać w Moskwie wspólnie z rosyjskimi ekspertami i w obecności przedstawicieli Komitetu Śledczego FR oraz o rosyjskiej propozycji dopuszczenia polskich ekspertów do wspólnego z rosyjskimi ekspertami badania w Smoleńsku szczątków wraku polskiego Tu-154M nr 101 „jeszcze przed zakończeniem [rosyjskich] czynności śledczych i rozpatrzenia wniosku o przekazanie wraku [Polsce]”, natomiast milczy o terminach tych czynności.
Późniejszy komunikat Prokuratury Generalnej FR o „czarnych skrzynkach” i o wraku w ogóle się nie wypowiada. Poniekąd słusznie, skoro na mocy decyzji prezydenta D. Miedwiediewa z 15 stycznia 2011 r. to nie ona, lecz Komitet Śledczy FR prowadzi rosyjskie śledztwo w sprawie katastrofy polskiego Tu-154M (a na mocy memorandum Miller-Lewitin-Anodina z 31 maja 2010 r. rosyjskie organa śledcze mogą przetrzymywać będące własnością Państwa Polskiego „czarne skrzynki” i szczątki wraku także „po zakończeniu śledztwa lub dochodzenia sądowego”).
Natomiast najnowszy komunikat rzecznika Prokuratury Generalnej nie rozwiewa wątpliwości, lecz raczej je mnoży. Prokurator Martyniuk stwierdza bowiem, że 18 maja:
1) Bastrykin zadeklarował gotowość dopuszczenia polskich ekspertów do zbadania oryginałów czarnych skrzynek,
2) Bastrykin zadeklarował gotowość dopuszczenia polskich ekspertów do zbadania szczątków wraku samolotu Tu 154 M,
3) Bastrykin i Seremet uzgodnili, że polscy specjaliści i żandarmi wojskowi przyjadą do Smoleńska, celem rozpoczęcia przygotowań związanych z przewidywanym w przyszłości  przetransportowaniem wraku samolotu do Polski,
4) Bastrykin poinformował Seremeta o planowanym przekazaniu stronie polskiej kolejnych akt sprawy, zawierających m.in. pełną dokumentację, w tym fotograficzną z badań identyfikacyjnych ciał ofiar katastrofy,
5) Bastrykin i Seremet ustalili wspólnie terminy powyższych działań.

Wątpliwość pierwsza: czemu o rzekomym uzgodnieniu terminów milczą Rosjanie?
Wątpliwość druga: czemu spośród rzekomo uzgodnionych terminów czynności nr 1-4 Rosjanie nie potwierdzili żadnej, rzecznik Martyniuk nie podał żadnej, a prokurator Seremet podał do publicznej wiadomości jedynie terminy czynności nr 1 (pod koniec maja) i 3 (na przełomie sierpnia i września).
Wątpliwość trzecia: czemu o rzekomo uzgodnionych terminach czynności nr 2 i 4 prokurator Seremet mówi jedynie tyle, iż niewykluczone, że do którejś z nich (nie wiadomo do której) dojdzie w lipcu lub sierpniu?
Wątpliwość czwarta: czemu Rosjanie ogłaszali swoje komunikaty w dniu wydarzeń, których przebieg opisywały, a strona polska czekała z tym na… No właśnie: na co?
Wątpliwość piąta: czemu o terminie dopuszczenia polskich ekspertów do udziału w rosyjskim badania oryginałów „czarnych skrzynek” prokurator Seremet wypowiada się konkretniej niż o terminie – rzekomo również uzgodnionym - dopuszczenia polskich ekspertów do udziału w rosyjskim badania wraku polskiego Tu-154M?

Poza tym w Moskwie w manierze właściwej dla epoki, która nastała po 10 kwietnia 2010 roku, prokurator Seremet zapewniał Rosjan i TVN24 (chyba jednak we własnym, bo przecież nie w moim) imieniu, że śmierć prezydenta Lecha Kaczyńskiego w katastrofie Tu-154M „zbliżyła nas do siebie i skazała na bliską współpracę”, ale to już trafnie skomentował kolega tu rybak, więc nie będę mu wchodził w paradę. 



Состоялась встреча Председателя Следственного комитета с Генеральным прокурором Республики Польша и его заместителем Главным военным прокурором

18 мая 2011 года, 18:50
Сегодня в Следственном комитете Российской Федерации состоялась встреча  Александра Бастрыкина с Генеральным прокурором Республики Польша Анджеем Сереметом и его заместителем Главным военным прокурором Кшиштофом Парульским. На встрече присутствовали руководители  Следственного комитета и следователи, ведущие российское уголовное дело по факту авиакатастрофы 10 апреля 2010 года под Смоленском польского самолёта ТУ-154М с делегацией во главе с Президентом Республики Польша.
В ходе встречи обсуждались вопросы о возможности предоставления оригинальных записей бортовых самописцев с разбившегося польского самолёта ТУ-154М польским экспертам для исследования в Москве совместно с российскими экспертами и в присутствии следователей Следственного комитета.
Кроме того, российские следователи предложили польским представителям исследовать фрагменты разбившегося самолёта ТУ-154М, находящиеся на аэродроме «Смоленск-Северный», до окончания расследования дела и рассмотрения вопроса об их передаче польской стороне.
Также, в ходе встречи обсуждались вопросы, связанные с взаимным исполнением запросов о правовой помощи.
Польская сторона была проинформирована о том, что в ходе расследования уголовного дела установлено, что опознание в апреле 2010 года польскими представителями тел трех погибших в результате катастрофы польского самолёта Ту-154М в Смоленске опровергнуто результатами молекулярно-генетической экспертизы, проведенной российскими экспертами, имеющимися в распоряжении СКР. Более подробная информация на этот счет передана польским прокурорам.


19.05.2011

Состоялась встреча Генерального прокурора Российской Федерации Юрия Чайки с Генеральным прокурором Республики Польша Анджеем Сереметом

Сегодня в Генеральной прокуратуре Российской Федерации состоялась встреча Генерального прокурора Российской Федерации Юрия Чайки с Генеральным прокурором Республики Польша Анджеем Сереметом.
Во встрече также приняли участие заместители Генеральных прокуроров двух стран – Главные военные прокуроры России и Польши Сергей Фридинский и Кшиштоф Парульский, руководящие сотрудники Генеральной прокуратуры Российской Федерации.
В начале встречи Генеральный прокурор Российской Федерации отметил, что сотрудничество между прокуратурами двух стран динамично крепнет и развивается. Этому в немалой степени способствует реализация положений подписанного в декабре прошлого года Меморандума о сотрудничестве между Генеральной прокуратурой Российской Федерации и Генеральной прокуратурой Республики Польша.
«Наращиваются совместные усилия, направленные на тщательное расследование крушения 10 апреля 2010 г. под Смоленском самолета Президента Республики Польши. Наше сотрудничество строится на беспрецедентно высоком уровне открытости».
Далее в своем выступлении Юрий Чайка сообщил, что во исполнение международных поручений в 2010 г. Польской прокуратуре передано 28 томов материалов исполненных запросов о правовой помощи по данному уголовному делу, а в апреле 2011 г. – еще 14 томов (всего 42 тома).
Завершается работа по передаче польской стороне материалов уголовного дела, возбужденного по факту обнаружения массовых захоронений останков польских военнослужащих, так называемого «Катынского дела». По состоянию на 16 мая этого года польской стороне передано 148 томов с копиями материалов «Катынского дела», из них 11 томов - в апреле текущего года.
Генеральный прокурор Польши Анджей Серемет поблагодарил российскую сторону за активное содействие в расследовании знакового для Польши уголовного дела об авиакатастрофе. Анджей Серемет также поднял для обсуждения вопросы, связанные с организацией расследования таких преступлений, как захват заложников, похищение людей с целью получения выкупа, совершенных организованными преступными группировками.
Стороны обсудили ряд конкретных уголовных дел, требующих взаимодействия двух ведомств.


19.05. Moskwa (PAP) - Pod koniec maja do Moskwy przyjadą polscy biegli z zakresu fonoskopii, którzy wspólnie z rosyjskimi ekspertami zbadają oryginalne nagrania z czarnych skrzynek Tu-154M. W takiej samej formule odbędzie się badanie wraku samolotu na lotnisku w Smoleńsku.
Poinformował o tym prokurator generalny Andrzej Seremet, który w czwartek rozmawiał w Moskwie o śledztwie smoleńskim z prokuratorem generalnym Federacji Rosyjskiej Jurijem Czajką.
W przypadku wspólnego badania wraku samolotu Seremet nie podał żadnego terminu. Od jednego z uczestników rozmów PAP dowiedziała się nieoficjalnie, że może to nastąpić w lipcu lub sierpniu.
Prokurator generalny RP podał również, że na przełomie sierpnia i września do Smoleńska przyjadą polscy specjaliści i żandarmi w celu przygotowania operacji przekazania Polsce wraku samolotu.
"Uzyskaliśmy pozytywne stanowisko Komitetu Śledczego co do podjęcia działań zmierzających do przewozu szczątków samolotu Tu-154M do Polski. W tym zakresie uzgodniliśmy, że polscy specjaliści oraz żandarmi na przełomie sierpnia i września tego roku przyjadą do Smoleńska, by rozpocząć przygotowania związane z tą olbrzymią operacją" - powiedział.
Prokurator zaznaczył, że w tej chwili nie potrafi jeszcze podać daty sprowadzenia szczątków samolotu do Polski. Jak oświadczył, Komitet Śledczy FR prowadzi jeszcze "badania techniczno-lotnicze" wraku Tu-154M. "Uzgodniliśmy, że polscy biegli będą mogli w nich również uczestniczyć" - dodał.
Seremet nie wykluczył także, iż w lipcu lub sierpniu do stolicy Rosji ponownie przyjadą polscy prokuratorzy, aby ewentualnie uzupełnić materiał dowodowy w śledztwie smoleńskim.
Seremet poinformował, że uzyskał od rosyjskiego Komitetu Śledczego "kategoryczne i jednoznaczne oświadczenie", że w interesie Rosji leży "wyjaśnienie wszystkich przyczyn katastrofy, niezależnie od tego, czy ewentualna odpowiedzialność jakichś osób będzie związana z tym, czy też drugim krajem".
Przed rozmowami Czajka oświadczył, że współpraca jego resortu z polską prokuraturą przy badaniu katastrofy Tu-154M pod Smoleńskiem jest coraz aktywniejsza. "Nasza współpraca jest bezprecedensowo otwarta" - ocenił. "Trwa śledztwo. Czekamy na wyniki szeregu ekspertyz" - dodał.
"Katastrofa zbliżyła nas do siebie i skazała na bliską współpracę" - oznajmił z kolei Seremet.
Swoje środowe rozmowy w Komitecie Śledczym FR polski prokurator generalny określił jako "owocne". "Pomogą w wyjaśnieniu przyczyn tej katastrofy" - podkreślił.
Przedstawiciele rosyjskiej prokuratury mówili wcześniej, że czarne skrzynki - podobnie, jak wrak Tupolewa rozbitego pod Smoleńskiem - to dowody w ich śledztwie; nie wykluczali, że będą one musiały pozostać w Rosji do jego zakończenia.
Polskim ekspertom odsłuchującym zapis czarnych skrzynek Tu-154M zależy na uzyskaniu dostępu do oryginalnego nagrania. Przed podpisaniem się pod ostateczną ekspertyzą chcą bowiem porównać go z kopią, jaką dysponuje strona polska.
Z Moskwy Jerzy Malczyk (PAP)
mal/ ro/ jra/


W dniach 17- 19 maja 2011 r. Prokurator Generalny Andrzej Seremet wraz ze swoim  Zastępcą Naczelnym Prokuratorem Wojskowym - gen. bryg. Krzysztofem Parulskim, Dyrektorem Departamentu Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Generalnej - prokuratorem Jerzym Szymańskim i Dyrektorem Departamentu Współpracy Międzynarodowej Prokuratury Generalnej- prokuratorem dr Krzysztofem Karsznickim przebywał w Moskwie na zaproszenie Prokuratora Generalnego Federacji Rosyjskiej Jurija Czajki.
W trakcie wizyty (18 maja) Prokurator Generalny spotkał się z Przewodniczącym Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej - gen. Aleksandrem Bastrykinem. Rozmowy dotyczyły przebiegu postępowania prowadzonego przez Komitet Śledczy w sprawie katastrofy prezydenckiego samolotu Tu 154 M. Prokurator Generalny przedstawił Przewodniczącemu Komitetu Śledczego najważniejsze oczekiwania polskiej prokuratury związane z realizacją polskich wniosków o pomoc prawną. W odpowiedzi, Przewodniczący Komitetu Śledczego zadeklarował gotowość dopuszczenia polskich ekspertów do zbadania oryginałów czarnych skrzynek, a także do zbadania szczątków wraku samolotu Tu 154 M. Obaj rozmówcy uzgodnili także, że polscy specjaliści i żandarmi wojskowi przyjadą do Smoleńska, celem rozpoczęcia przygotowań związanych z przewidywanym w przyszłości  przetransportowaniem wraku samolotu do Polski. Jednocześnie Przewodniczący Komitetu Śledczego poinformował Prokuratora Generalnego o planowanym przekazaniu stronie polskiej kolejnych akt sprawy, zawierających m.in. pełną dokumentację, w tym fotograficzną z badań identyfikacyjnych ciał ofiar katastrofy. Rozmówcy ustalili wspólnie terminy powyższych działań.
W kolejnym dniu wizyty (19 maja) Prokurator Generalny Andrzej Seremet spotkał się z Prokuratorem Generalnym Federacji Rosyjskiej Jurijem Czajką. Rozmowy prokuratorów dotyczyły współpracy prokuratur obu krajów w zwalczaniu przestępczości zorganizowanej w wybranych aspektach, w tym dotyczącym przestępstw porwań dla okupu.
Obie strony zgodnie zapewniły się o potrzebie dalszych spotkań.
Mateusz Martyniuk
Rzecznik Prasowy Prokuratury Generalnej

środa, 18 maja 2011

Ś. † P. Piotr Zakrzewski „Podziomek” (1953 † 18 V 2009)


Felietonista prasy podziemnej. Debiutował późno, zamilkł przedwcześnie.
W pierwszych tygodniach orwellowskiego roku 1984 przysłał do podziemnych „Wiadomości” pierwszy przegląd prasy podpisany skromnym /P./, a już w Prima Aprilis objawił się czytelnikom jako autor felietonowej „Kroniki 7 dni” podpisanej pseudonimem Podziomek. I tak już zostało.
Gdy przyjdzie zdać rachunek z win i zasług wobec Ojczyzny, co będę miał na swoją obronę   pytał pięć lat później.   Plus minus 200 felietonów i może dziesięć udanych dowcipów? Rozsypane to wszystko dawno na wiatr i zapomniane. Wiem ja, wiem, że nowe idzie i pociąg historii przystaje na peronie. Tylko ja tłoku nie lubię. Swój skromny bagaż szanują nadto, by go oknami do przedziału wpychać, łokci i kolan nie wysuwam. A ugniatać, formować, ustawiać się nie dam. Ja nie jestem Plastuś. Ja jestem z innej bajki.
„Wiadomościom” Podziomek pozostał wierny aż do zniesienia cenzury w 1990 roku.
Od 1989 do 2000 roku miał stały felieton w „Głosie” Antoniego Macierewicza, a od 1990 do 2006 roku – w londyńskim „Dzienniku Polskim i Dzienniku Żołnierza / Tygodniu Polski,”. Bibliograf odnajdzie też jego felietony i eseje między innymi w rocznikach „Gazety Polskiej”, „Ładu”, „Nowego Państwa”, „Powściągliwości i Pracy”, „Słowa – Dziennika Katolickiego”, „Spotkań”, lokalnej prasy elbląskiej i radomskiej oraz w archiwach Polskiego Radia.
Pisząc dla prasy prawicowej, emigracyjnej, solidarnościowej i katolickiej, zachował niezależność poglądów, ocen i stylu. Szerokim łukiem omijał politycznie poprawny salon prasowy.
Ceniony przez znawców gatunku, został wyróżniony Nagrodą Premiera Rządu RP na uchodźstwie dla felietonisty roku 1988. Od 1992 do 1996 roku uczestniczył w pracach jury selekcyjnego corocznych Nagród Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich. Gdy w 1999 roku otrzymał odznakę Zasłużonego Działacza Kultury, z ówczesnym ministrem kultury Andrzejem Zakrzewskim ustalili nad lampką wina, że łączące ich powinowactwo ma wyłącznie duchowy, a nie familijny czy instytucjonalny charakter.
W kapeluszu, grubych okularach i fantazyjnie zamotanym szaliku, gruntownie oczytany „pan od polskiego” wnosił do redakcji i na łamy obfity bagaż niedziennikarskich doświadczeń życiowych i zawodowych oraz łatwość cytowania licznych, uważnie przeczytanych lektur.
Mieszkał na Woli. Wychowywał trójkę dzieci, chorował, użerał się z wydawcami o  dyshonoraria.
W styczniu 2000 roku zaskoczył kilku kolegów stwierdzeniem, że co miał do napisania to już napisał i przysłał do „Głosu” swój „Ostatni felieton”. Napisał w nim, że jest już stary, ale nie z tych starców, którzy umierają, łowiąc marlina. Miał niecałe 47 lat.
Odnalazł się potem na krótko jako Kacper Rylski w londyńskim „Dzienniku Polskim”. Nagle przestał pisać, telefon milczał, na listy i e-maile też nikt nie odpowiadał...
Zmarł 18 maja 2009 roku. Leży pod skromnym drewnianym krzyżem na Wólce Węglowej w kwaterze S.IX.3.
Rozsypane to wszystko dawno na wiatr i zapomniane?

Spisek umarłych

(…) W Polsce synowie posłuszni są umarłym ojcom. Z żywymi gotowi się wadzić i buntować, spierać o każdy wybór, o każdą rację. Lecz zmarli ojcowie, ci żyją w synowskich sumieniach. Przed umarłą matką tłumaczyć się trzeba z niedostatku miłości, porządku, ze zbyt wątłego płomienia we własnym, rodzinnym ognisku. Nasze talizmany potraciły kształt, spalono je, przetopiono, zbombardowano, skradziono. Lecz tym są cenniejsze im bardziej wyobrażone. Ryngrafy i szable, tabakiery, konterfekty, ślubne wyprawy prababek w malowanych skrzyniach. Lok dziadka, zachowany w modlitewniku, kiedy pradziadek był młodym ojcem a dziadek niemowlęciem. Nie ma ich. Obrócone w proch i popiół przez wrogów i złe czasy. Nie ma ich - więc znaczą tym więcej.
Mówi mędrek, co zgubił drogę na polskich cmentarzach, że marna ta Polska i mała. Dwie trumny nią rządzą - powiada - Piłsudskiego i Dmowskiego. Nie dwie! Rzędy, szeregi trumien. Jedna nad drugą warstwami ułożone. Archeologia pamięci i wiary niech nami włada, bo gdzie się dziś we wczoraj zakotwicza, tam umarli żyją i konspirują. Spiskują przeciwko domowym hańbom, przeciw chaosowi, destrukcji, zidioceniu, przeciwko bezradnemu dryfowaniu gdzie wiatr zawieje a fala poniesie.
Co minęło, to układa się w sens, co się dzieje, budzi zawrót głowy. Stuleci czasem trzeba, żeby w pozornym absurdzie dziejów nagle się odkryła żelazna logika Opatrzności. Nim łódź polską powierzymy zaufanym sternikom, zakotwiczyć ją trzeba przeciwko fali, co mo­że ją rzucić na skałę. Przeciw wiatrowi co ją na mieliznę może popchnąć. Nie trumny: kotwice nami rządzą w czasach burzliwych. I tak jest dobrze.
Łańcuch to symbol dwuznaczny. Jest znakiem zniewolenia, lecz może być znakiem zakotwiczenia, ciągłości. Łańcuch pokoleń nie zniewala duszy, nie te okowy rwać trzeba by się dobić wolności.
Umarli jednak szepcą nam do uszu i złą wiadomość. Powiadają, żeśmy tylko ogniwem łańcucha, że odpowiadamy nie tylko przed nimi, którzy są przeszłością, ale odpowiadać będziemy i wówczas, kiedy dawno rozsypiemy się w ziemi. Ciężko jest być ogniwem łańcucha, ciężko znieść świadomość, że będzie się odpowiadać przed nieznanymi potomkami, bez możliwości obrony i usprawiedliwień. Ale tak jest. Słyszałem jak tę prawdę głosiły gawrony nad cmentarzem i szelest martwych liści. Słyszałem jak szeptały cienie Krzyży tańczące w świetle płomyków na cmentarnym murze.
I tak jest dobrze. Zegar tyka, więdną kwiaty, wypalają się znicze, rodzą się dzieci.
Podziomek

Między nami, kobietami, mężczyznami…

Między nami, kobietami, mówiąc, żadna reforma oświaty nie przyniesie niczego dobrego, jeżeli się nam, kobietom, nie spodoba. Zresztą, między nami, kobietami, kiedy nam się spodoba, to też nic dobrego z niej nie wyjdzie. Nie wyjdzie ponieważ my kobiety rządzimy szkołą, co nazywa się „feminizacją zawodu”. My, kobiety, jako istoty do bólu spontaniczne zawsze będziemy wrzeszczeć na każdego gówniarza, który nas denerwuje, bo się wierci. Nigdy nie będziemy zachowywać się jak te wieczne dzieciaki płci męskiej, które gotowe sobie są z wszystkiego robić zabawę. Nawet z rzeczy tak poważnych jak szkoła, nauka i zabawa zorganizowana. My się tu męczymy ucząc cudze dzieci, my cierpimy i wszystkie te rozpuszczone dzieciaki stanowczo powinny dokładnie odczuć tę martyrologię. Żadnych tam śmichów chichów. Marginesy i estetyka zeszytu, oto czego trzeba. I niech się nauczy głupek, debil, chamskie nasienie, nie przynosić manier z domu! Naucz się debilu jeden kultury osobistej zanim mordę otworzysz!
Podziomek popełnia kolejny antyfeministyczny albo i mizogyniczny tekst? Nie. Podziomek był nauczycielem w szkole podstawowej. Było nas trzech. Wuefmen alkoholik, który chował się w kanciapie przy sali gimnastycznej, rzucając przedtem jakąś przypadkową piłkę jakiejś przypadkowej grupie dzieciaków, co uznawane było przez panią Dyrektor, a nawet panią Wicedyrektor, za doskonałą metodę wychowania fizycznego. Było uznawane, ponieważ doświadczony alkoholik wuefmen wiedział, że liczą się zapisy w dzienniku, które winny odbiegać od rzeczywistości na bardzo długi dystans, za to w sprinterskim tempie. Z wuefmenem piło się zresztą przyjemnie.
Drugim był pan - powiedzmy - Pawełek. Młody człowiek po studiach, specjalista od nauczania początkowego. Ten na radach pedagogicznych nudził wręcz straszliwie. Opowiadał o każdym dzieciaku, którego uczył, o tym czy dziecko ma lekką czy poważniejszą dysgrafię, czy rodziców ma biednych i pijaków, czy tylko biednych. Opowiadał o Kasi, która pokonała trudność pisania litery „Ł” i Michale który, niestety, gubi się w dodawaniu. Opowiadał długo, szczegółowo, z pasją, i mimo że piękna połowa ciała pedagogicznego zajmowała się w tym czasie wymianą przepisów kulinarnych i plotek o mężach, to jednak miała pretensje do pana Pawełka, że duperelami rady przedłuża. Poza tym pretensji do pana Pawełka nie miano, bo ci wredni rodzice, nie mówiąc o przygłupich bachorach, bardzo byli za panem Pawełkiem. Kto to może durniów pojąć?
Ja byłem trzeci. Sobie cenzurki nie wystawię. Z wuefmenem niejedno piwko się wysączyło w kanciapie (ale po lekcjach!). Pana Pawełka słuchałem z przyjemnością i podziwem, i miałem nadzieję, że moje dzieci trafią na początku szkoły do kogoś podobnego. (Dwójka z trojga trafiła, i to do dwóch różnych lecz świetnych pań! Trzeci jeszcze w przedszkolu. Może ma to coś wspólnego z faktem, że dyrektorem szkoły moich dzieci jest pan.) Cenzurki sobie nie wystawię, ale w każdym razie do dziś czuję się na swoim osiedlu bezpieczny, bo nawet największa chuliganeria mnie nie tknie - uczniowie pamiętają. Kiedy pani Dyrektor zaprosiła mnie na rozmowę o ewentualnym przedłużeniu kontraktu na kolejny rok szkolny, dowiedziałem się, że brak mi kwalifikacji. „Merytorycznie jest pan bez zarzutu, kontakt z młodzieżą - świetny. Ale niestety, pan jest za cichy, za łagodny. A u nas w szkole tyle elementu...” Tak sobie wzdychała pani dyrektor. W dobranej ze względu na „element” klasie ósmej miałem, mówiąc skromnie, pewne sukcesy. Nie grozili mi mordobiciem, a największy (ukończone lat szesnaście, i po wyroku) zakapior z tej klasy samorzutnie dbał o dyscyplinę na moich lekcjach. Niekonwencjonalnie - fakt: „zamknij mordę ty sk..., bo jak ci przyp...” - warczał pod nosem na rozbrykanego kumpla, czego ja dyplomatycznie nie słyszałem. Oni nawet czytali lektury! Ale pani dyrektor miała rację: dzieci były przyuczone od pierwszej klasy do reagowania na wrzask, agresję i dwóje. Ja wrzeszczeć nie mogłem, bo to i struny głosowe nie te, i chęci nie było. Dlatego na moich lekcjach dzieci były głośne, wierciły się i zabierały głos bez uprzedniego podniesienia ręki. Dwój nie stawiałem prawie w ogóle. Nie dlatego, żebym uważał, że to metoda. Metodą - moim zdaniem - w kontaktach z dziećmi jest szczerość. Otóż ja dwój nie mogę stawiać, bo mnie serce boli i udawanie surowości nie byłoby szczere.
Między nami, mężczyznami, nie wolno oddawać dzieci tylko kobietom. Trzeba by poważniej pomyśleć o odbiciu z damskich rączek procesu edukacji i wychowania. Trzeba by wyjść spod pantofla, nawet za marne pieniądze. Trzeba by, ale czy to, kurczę, żona pozwoli? (…)
Oczywiście, jest wiele zdumiewających, kochanych, świetnych pań nauczycielek i nie o nich jest co powyżej. Ale też nie one tworzą w szkołach klimat generalny.
Podziomek

Bracia z Dornem w szkodzie

Jarosław Kaczyński, jak ujawnił Tomasz Wołek w poniedziałkowym Życiu, „wkroczył do akcji”, „sypiąc piasek w tryby” oraz „wsadzając kij w szprychy”. Tym samym Kaczyński leje wodę na młyn określonych kół. Sypanie, wsadzanie oraz lanie wykonuje Kaczyński „stawiając sprawę drastycznie, wręcz na ostrzu noża”. Bezczelny Kaczyński wydaje z siebie przy tym jakąś „melodię, która brzmi fałszywie”, na tyle jednak głośno że budzi „upiory nieodległej przeszłości” a także „fantomy, odesłane raz na zawsze do lamusa, wskutek mądrej decyzji wyborców”. One sobie widać spały w tym lamusie. Kaczyński zajmuje się także stolarką meblową, ponieważ „montuje ławę oskarżonych, na której sadowi prócz Suchockiej, Wałęsę, Rokitę, Miodowicza, Milczanowskiego, Dykę, Piątkowskiego…”. Ta ława, zdaniem Wołka, wiedzie do nikąd. Widać są takie ławy, które wiodą dokądś.
Dokonania językowe redaktora naczelnego „Życia” budzą mój podziw, aczkolwiek muszę przyznać, że upiory i fantomy peerelowskiej propagandy też się przeciągają, jakby to Wołek grał im pobudkę, która brzmi fałszywie.
Niełaska, w jaką popadli Jarosław Kaczyński razem z bratem i Ludwikiem Dornem, spowodowana jest, pominąwszy wszystkie Wołkowe kwiecistości stylu, sprzeciwem wobec kandydatury Hanny Suchockiej na fotel ministra sprawiedliwości. Trzej wymienieni politycy, a bodaj nie tylko oni, nie chcą na tym stanowisku widzieć byłej premier rządu, która usiłowała być żelazną damą wobec opozycji zapewne z poduszczenia żelaznego dżentelmena o równie pobożnych imionach, co diabelskim nazwisku. Jest to sprawa niebłaha, ponieważ chodzi o pryncypia. Pryncypia bardzo przeszkadzają w konstruowaniu koalicji, rządów oraz w ogóle w robieniu wszelkich interesów. Rzecz jasna Tomasz Wołek jest absolutnie za pryncypiami. Każdy ma prawo dochodzić sprawiedliwości. Bezprawie winno być ujawnione i rozliczone, winni ukarani, prawda ujawniona. Ale najpierw musi powstać rząd Jerzego Buzka, co jest kwestią polskiej racji stanu. Kaczyński wykazał się przedkładaniem poczucia osobistej krzywdy nad „sprawy naprawdę wielkie, wykraczające poza horyzont doraźności” - konkluduje Wołek. Wleźli w szkodę bracia K. z Dornem z czystej złośliwości?
I tu ja głupieję całkowicie. Jeżeli bowiem stosowano za czasu rządów pani Suchockiej bezprawne policyjne metody zwalczania opozycji (a Kaczyński z bratem i Ludwikiem Dornem nie tylko o policyjnych, ale i o bandyckich metodach wspominają), to to nie są sprawy naprawdę wielkie i wykraczające poza horyzonty doraźności? To co to jest? Drobna sprzeczka, epizodzik, takie sobie nadłamanie prawa? Taki faul niezłośliwy, którego sędzia nawet nie odgwizduje? Jeżeli na ludziach takich jak Milczanowski czy Miodowicz ciążą aż nazbyt uzasadnione podejrzenia, że byli wbrew wszelkim zasadom demokracji i praworządności politycznymi marionetkami w rękach panaprezydenckich, to lęk przed ich powrotem do ważnych funkcji jest wynikiem osobistej frustracji braci Kaczyńskich i Ludwika Dorna, i tylko z powodu tej głupiej osobistej frustracji Kaczyński montuje dla nich ławę oskarżonych? To by znaczyło, że o polskiej racji stanu, która jest sprawą naprawdę wielką, stanowić ma umożliwienie powrotu do władzy akurat tym ludziom (albo ludziom tych ludzi)?
Nie pojmuję takiego rozumowania. Co więcej, uważam, że jest ono wyjątkowo szkodliwe. Żeby się wypowiadać w kwestiach wykraczających poza doraźność trzeba popatrzeć dalej niż dwa tygodnie naprzód. Argument o tym, że psychologicznie byłoby lepiej gdyby rząd powstał szybko, bez „gorszących” targów i sporów, co najwyżej można uznać za rację socjotechniczną. Prócz socjotechniki i propagandy w polityce liczy się też parę innych spraw. W resorcie sprawiedliwości liczy się na przykład wiarygodność i niepodważalne przywiązanie do ducha i litery prawa. Jeżeli unici upierają się, że Hanna Suchocka jest odbierana jako postać nieposzlakowana - mylą się. Nawet jeżeli Hanna Suchocka istotnie jest postacią nieposzlakowaną. Siła polityczna państwa zależy od autorytetu, jaki jego instytucje zdobędą sobie u obywateli. Autorytet instytucji jest nierozerwalnie związany z autorytetem reprezentujących je ludzi. Racja stanu zatem - i to nie doraźna, ale fundamentalna - dyktuje niezgodę na pewne rozwiązania personalne, nawet jeżeli taka niezgoda wnosi doraźny ferment.
Oskarżanie tego czy tamtego polityka o prywatę, destrukcyjność i oszołomstwo nie od dziś uchodzi w polskiej publicystyce politycznej za przejaw troski o dobro wspólne, powagi i wysokiego tonu moralnego. Sens tych oskarżeń ma być taki, że gdyby nie tych paru psujów wszystko toczyłoby się gładko ku lepszemu. Historia niestety uczy, że takie rozumowanie jest intelektualną łatwizną. Układy polityczne najłatwiej bowiem i najgładziej toczą się w dół, po równi pochyłej. (…).
Redaktor Wołek powinien pomyśleć, czy ostatnio nie pisze mu się zbyt gładko i potoczyście.
Podziomek

Noce listopadowe

(…) Widma nie krążą po Łazienkach. Okrzyk “Do broni!” nie opuszcza teatralnej sali, nie odbrzmiewa echem w ulicach Starówki. Po co miałby błądzić i budzić mieszkańców Warszawy dzisiejszej? Cień Wysockiego solennie zmywa charakteryzację w garderobie. Ukażą się recenzje. Zabraknie iskry na niebie, porywów gniewu, żalu, złości. Nie wrócą przeklęte problemy, odwieczne dyskusje; bić się czy nie bić? Posłowie dyskutują nad cłami.
I, każdy powie, że to dobrze, prócz paru wariatów, którym się śni niezniszczalna moc słowa, paru marzycieli, podszytych do niczego już nieprzydatną tęsknotą za mistyką narodowych bytów, za owymi, na poły bluźnierczymi, dysputami na temat “Bóg i Sprawa Polska”.
Żar się wypalił, bo nie potrzeba już wzniecać pożarów. Starczą ciche płomyki domowych ognisk. Ogień, z rąk męskich, przeszedł w dłonie kobiet. Oswoił się. Nikt w nim nie spłonie, w Noc Listopadową, Ogrzeje się najwyżej i zagotuje wody na herbatę, klnąc na chłody jesienne i plotkując niespiesznie o najnowszej premierze.
A jednak, czy to siła minionych kultów, czy przekonanie o ich zdolności do powstawania z martwych, wciąż przyciągają młode generacje reżyserów aktorów i widzów.
Zmierzyć się z “Dziadami”, “Nie Boską”, “Kordianem”, “Weselem”, “Nocą Listopadową” “Wyzwoleniem”, wywołać te duchy, usłyszeć ich głos, nade wszystko przekonać się, czy wciąż brzmi dźwięcznie, czy już muzealnie i głucho, a jeżeli dźwięcznie, to co w istocie słychać w tych głosach zza grobu dziś? O czym mówią — wolnym Polakom? Czy na scenie narodowej możliwa jest jeszcze premiera, jak grom z jasnego nieba?
Co do mnie sądzę, że po pierwsze — bez nich, nas by nie było. Po drugie, jeśli przestaniemy rozumieć, co do nas mówią, to nie warto nam być. Tak myślę, ja i paru jeszcze wariatów.
Podziomek

Od zawsze w Warszawie

Imię?
Piotr.
Nazwisko?
Podziomek.
Jak Pan zaczął pisać felietony?
Kompletnie przypadkowo. W 1983 roku przez kilka miesięcy pracowicie robiłem dla podziemnych „Wiadomości” ogromne wyciągi z audycji Radia Wolna Europa. Nudne to było, więc „Wiadomości” nic z tego nie drukowały. Kiedyś dopisałem na marginesie takiego wyciągu kilka ironicznych uwag i redaktor natychmiast mi je zamieścił dodając własny tytuł, wstęp i zakończenie. I tak powstała moja pierwsza „Kronika 7 dni”, którą potem już pisałem samodzielnie i co tydzień. Ukazywała się na ostatniej stronie „Wiadomości” bez chwili przerwy aż do likwidacji cenzury i „Wiadomości”.
Gdzie Pan potem pisał?
O Boże! Gdzie ja nie pisałem? Do radia, do gazet, do miesięczników, dla licealistów, dla emigrantów, dla katolików, do Londynu i do Elbląga. Najdłużej i najwierniej piszę do „Głosu” (od 1989 roku) oraz do „Dziennika Polskiego i Dziennika Żołnierza” w Londynie (bez przerwy co tydzień od 7 lat). Pisałem do „Ładu”, ale mi padł i do „Spotkań” (też padły). „Nowe Państwo” nie padło. „Życie Gospodarczego” niby nie padło, ale „zmieniło formułę”, a ja straciłem felieton. Teraz z kolei padło „Słowo”. Z pism katolickich zostały mi na razie tylko felietony w „Powściągliwości i pracy” i jakaś misyjno-emigracyjna drobnica. Miałem epizod z „Gazetą Polską”. Pisywałem i czytałem felietony w pierwszym programie Polskiego Radia (zapraszało mnie do „Czasu felietonisty”) i do Radia Polonia.
Dostał Pan za tą orkę jakieś nagrody, medale, awanse? Wyrazy uznania?
9 lat temu dostałem Nagrodę Premiera Rządu RP dla Najlepszego Felietonisty Polskiej Prasy Podziemnej. Bardzo ją sobie cenię. To była nagroda od naszego rządu w Londynie - całe 25 funtów plus wyrazy uznania.
Czy Pan pisze felietony długopisem, czy piórem?
Ani, ani. 14 lat temu zaczynałem na ręcznej maszynie, potem „Wiadomości” pożyczyły mi elektryczną Erikę. Z czasem dorobiliśmy się z żoną komputerka Commodore, a teraz mamy peceta.
Jak i gdzie Pan mieszka?
Ciasno, i nie mam pieniędzy na remont łazienki, więc w warunkach urągających. Od zawsze w Warszawie.
Z kim?
Z żoną, Pawłem (lat 11), Asią (6), Kubusiem (4 i troszkę), psem i kotem. Pies i kot bardzo ważne. Podkreślić.
Podkreślamy. Dziękujemy za rozmowę.

Fragmenty wywiadu i felietonów Podziomka wg „Głosu” z lat 90-tych XX wieku
Nota biograficzna na podstawie wspomnień w „Biuletynie IPN” i „Forum Dziennikarzy [SDP]” z 2009 roku