poniedziałek, 15 listopada 2010

Bezpieczny Mokotów (lektura tylko dla pełnoletnich)


Wózek znajomym zakosili. Nie wypasiony, ale dla jedynaka, więc nowy. Tylko na chwilę zostawili go na parterze (adresu nie podaję, by nie ułatwiać złodziejom roboty), wieczór był, ciemno, blok duży… i szukaj wiatru w polu. Fakt, że nierozsądnie się zachowali, ale kradzież jest kradzieżą, więc na policję poszli. Może ona coś poradzi.
Policjant zadał na początek dwa pytania: ile wart był wózek i czy okolica monitorowana kamerami. Gdy okazało się, że kamer na podwórku ani na ulicy w pobliżu nie ma – nie robił wielkich nadziei. Po bazarkach radził szukać, bo może jakiś paser na Bebecar się połaszczy. A potem przyszło pisemko, że postępowanie umorzono z powodu niewykrycia sprawców.
[W kilku następnych akapitach będą wulgaryzmy, więc niepełnoletnich proszę o przerwanie lektury i sięgnięcie po jakąś dobrą warszawską książkę (polecam m.in. Marka Nowakowskiego, Bolesława Prusa, Leopolda Tyrmanda, Andrzeja Dobosza, Konrada T. Lewandowskiego, Władysława Zambrzyckiego…), a pozostałych Czytelników proszę o wybaczenie i o kontynuowanie lektury.]
Parę dni temu szedłem sobie ulicą Kwiatową. Ze spotkania na spotkania, więc nieco lepiej niż na co dzień ubrany, z teczką i parasolem. Wieczór, latarni nie dowieźli, a z przeciwka dwóch idzie takich pod metr dziewięćdziesiąt, dresiki markowe z ciuchexu, adidaski numerek na oko 44, łby podgolone. I dialog leci:
- … przyp…dolę …
- Nie… tam kamery są. Gdzie indziej…
Żeby było jasne: nie o mnie mówili.
Nie wiem, kogo planowali wdeptać w glebę.
Gdzieś z dala od kamer monitoringu skrupiła się na kimś zapowiedź mokotowskiego kryminalisty: … przyp…dolę …
= = = = =
Mokotów jest jedną z bezpieczniejszych warszawskich dzielnic, ale jest też dzielnicą najludniejszą, więc pod względem liczby stwierdzonych przestępstw (ogółem, a także gospodarczych i drogowych) zajmuje wśród osiemnastu warszawskich dzielnic niechlubne drugie miejsce.  Za bijącym wszelkie rekordy stołecznej przestępczości Śródmieściem, a tuż przed Wolą.
Przestępczość na Mokotowie wprawdzie maleje, ale nierównomiernie, a niektórych przestępstw notuje się coraz więcej – i źle to wróży na przyszłość.  W całej Warszawie (a Mokotów nie odbiega znacząco od średniej) policja odnotowała w tym roku mniej niż przed rokiem rozbojów, kradzieży z włamaniem i kradzieży samochodów, ale za to – więcej przestępstw narkotykowych i gospodarczych.
A warto tu przypomnieć, że w Warszawie wykrywa się dziś sprawców nie więcej niż 40 procent przestępstw zgłoszonych policji (pomijam nieznaną i trudną do oszacowania szarą liczbę przestępstw niezgłoszonych, których sprawców – siłą rzeczy – niemal w ogóle się nie wykrywa).
Pocieszanie się, że Mokotów pod względem liczby zgłoszonych włamań do mieszkań i domów w przeliczeniu na tysiąc mieszkańców  zajmował w 2009 roku wśród osiemnastu warszawskich dzielnic niezłe trzynaste miejsce (bezpieczniej pod tym względem było tylko na Ursynowie, Bemowie, Żoliborzu i Bielanach oraz w Rembertowie) – to zabawa na krótką metę. Sęk w tym, że niezależnie od oceny stopnia miarodajności tych statystyk (a innych nie mamy) – może to być cisza przed burzą. W wielu metropoliach świata na własnej skórze wypraktykowano, że krok w krok za wzrostem przestępczości związanej z obrotem narkotykami idzie też wzrost innej przestępczości – porządkowej i kryminalnej.
Jest regułą, że kto w porę nie przegoni dilerów z ulic, sprzed szkół i z obrzeży imprez masowych, ten wkrótce odnotuje wzrost drobnych kradzieży i włamań w szkołach, sklepach i parkach, na ulicach i osiedlach. Profilaktyka antyuzależnieniowa musi być energiczniej niż dotychczas wspierana przez samorząd terytorialny.
Być może częstsza obecność w pobliżu szkół patroli złożonych z policjantów lub strażników miejskich będzie wymagała przeznaczenia na ten cel dodatkowych środków, ale na bezpieczeństwie lepiej nie oszczędzać. Oczywiście nie chodzi mi tu o filantropijne wspieranie pseudo stróżów prawa z gatunku łobuzów i nierobów opisanych w głośnym artykule redaktor Moniki Małkowskiej „Uroki stolicy: Odlewnia na Odolańskiej”  („Rzeczpospolita”, 6 sierpnia 2009 r.). Sam nie raz miałem do czynienia i z policją i ze Strażą Miejską, więc jestem daleki od idealizowania tych formacji, ale mało jest sposobów zwalczania przestępczości i patologii równie skutecznych jak częstsze patrole stróżów prawa i porządku.
Czyli po pierwsze: więcej patroli.
A po drugie: więcej światła.
Poprawie bezpieczeństwa Mokotowa sprzyja i będzie sprzyjać każda poprawa stanu oświetlenia – zwłaszcza rejonów potencjalnie niebezpiecznych: bankomatów, przystanków komunikacji miejskiej, wejść do toalet, automatów telefonicznych…
Po trzecie: więcej kamer.
Rozbudowa systemu monitoringu obejmującego ulice i rejony oraz środki komunikacji publicznej najbardziej zagrożone przestępczością już nie raz dowiodła swojej skuteczności – wiem to z własnego doświadczenia.
I po czwarte: sprawiedliwość bez względu na osobę.
Cytowane tu policyjne dane o wzroście przestępczości gospodarczej w Warszawie pod rządami pani prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz powinny dać nam wszystkim nieco do myślenia.
A po piąte, warto na zakończenie przypomnieć, że pierwsze od dłuższego czasu spadki wskaźników przestępczości odnotowano w Warszawie za kadencji prof. Lecha Kaczyńskiego – pierwszego od dawna prezydenta Warszawy deklarującego wolę i próbującego twardo, surowo i sprawiedliwie egzekwować przestrzeganie prawa w stolicy. Nie przypadkiem liczba odnotowanych przez warszawską policję przestępstw spadła z 6678 w 2003 r. do 5093 w 2005 r., a wskaźnik przestępstw na 1000 mieszkańców spadł w tym czasie z 30 do 23,8.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz