Wózek znajomym zakosili. Nie wypasiony, ale dla jedynaka, więc nowy. Tylko na chwilę zostawili go na parterze (adresu nie podaję, by nie ułatwiać złodziejom roboty), wieczór był, ciemno, blok duży… i szukaj wiatru w polu. Fakt, że nierozsądnie się zachowali, ale kradzież jest kradzieżą, więc na policję poszli. Może ona coś poradzi.
Policjant zadał na początek dwa pytania: ile wart był wózek i czy okolica monitorowana kamerami. Gdy okazało się, że kamer na podwórku ani na ulicy w pobliżu nie ma – nie robił wielkich nadziei. Po bazarkach radził szukać, bo może jakiś paser na Bebecar się połaszczy. A potem przyszło pisemko, że postępowanie umorzono z powodu niewykrycia sprawców.
[W kilku następnych akapitach będą wulgaryzmy, więc niepełnoletnich proszę o przerwanie lektury i sięgnięcie po jakąś dobrą warszawską książkę (polecam m.in. Marka Nowakowskiego, Bolesława Prusa, Leopolda Tyrmanda, Andrzeja Dobosza, Konrada T. Lewandowskiego, Władysława Zambrzyckiego…), a pozostałych Czytelników proszę o wybaczenie i o kontynuowanie lektury.]
Parę dni temu szedłem sobie ulicą Kwiatową. Ze spotkania na spotkania, więc nieco lepiej niż na co dzień ubrany, z teczką i parasolem. Wieczór, latarni nie dowieźli, a z przeciwka dwóch idzie takich pod metr dziewięćdziesiąt, dresiki markowe z ciuchexu, adidaski numerek na oko 44, łby podgolone. I dialog leci:
- … przyp…dolę …
- Nie… tam kamery są. Gdzie indziej…
Żeby było jasne: nie o mnie mówili.
Nie wiem, kogo planowali wdeptać w glebę.
Gdzieś z dala od kamer monitoringu skrupiła się na kimś zapowiedź mokotowskiego kryminalisty: … przyp…dolę …
= = = = =
Mokotów jest jedną z bezpieczniejszych warszawskich dzielnic, ale jest też dzielnicą najludniejszą, więc pod względem liczby stwierdzonych przestępstw (ogółem, a także gospodarczych i drogowych) zajmuje wśród osiemnastu warszawskich dzielnic niechlubne drugie miejsce. Za bijącym wszelkie rekordy stołecznej przestępczości Śródmieściem, a tuż przed Wolą.
Przestępczość na Mokotowie wprawdzie maleje, ale nierównomiernie, a niektórych przestępstw notuje się coraz więcej – i źle to wróży na przyszłość. W całej Warszawie (a Mokotów nie odbiega znacząco od średniej) policja odnotowała w tym roku mniej niż przed rokiem rozbojów, kradzieży z włamaniem i kradzieży samochodów, ale za to – więcej przestępstw narkotykowych i gospodarczych.
A warto tu przypomnieć, że w Warszawie wykrywa się dziś sprawców nie więcej niż 40 procent przestępstw zgłoszonych policji (pomijam nieznaną i trudną do oszacowania szarą liczbę przestępstw niezgłoszonych, których sprawców – siłą rzeczy – niemal w ogóle się nie wykrywa).
Pocieszanie się, że Mokotów pod względem liczby zgłoszonych włamań do mieszkań i domów w przeliczeniu na tysiąc mieszkańców zajmował w 2009 roku wśród osiemnastu warszawskich dzielnic niezłe trzynaste miejsce (bezpieczniej pod tym względem było tylko na Ursynowie, Bemowie, Żoliborzu i Bielanach oraz w Rembertowie) – to zabawa na krótką metę. Sęk w tym, że niezależnie od oceny stopnia miarodajności tych statystyk (a innych nie mamy) – może to być cisza przed burzą. W wielu metropoliach świata na własnej skórze wypraktykowano, że krok w krok za wzrostem przestępczości związanej z obrotem narkotykami idzie też wzrost innej przestępczości – porządkowej i kryminalnej.
Jest regułą, że kto w porę nie przegoni dilerów z ulic, sprzed szkół i z obrzeży imprez masowych, ten wkrótce odnotuje wzrost drobnych kradzieży i włamań w szkołach, sklepach i parkach, na ulicach i osiedlach. Profilaktyka antyuzależnieniowa musi być energiczniej niż dotychczas wspierana przez samorząd terytorialny.
Być może częstsza obecność w pobliżu szkół patroli złożonych z policjantów lub strażników miejskich będzie wymagała przeznaczenia na ten cel dodatkowych środków, ale na bezpieczeństwie lepiej nie oszczędzać. Oczywiście nie chodzi mi tu o filantropijne wspieranie pseudo stróżów prawa z gatunku łobuzów i nierobów opisanych w głośnym artykule redaktor Moniki Małkowskiej „Uroki stolicy: Odlewnia na Odolańskiej” („Rzeczpospolita”, 6 sierpnia 2009 r.). Sam nie raz miałem do czynienia i z policją i ze Strażą Miejską, więc jestem daleki od idealizowania tych formacji, ale mało jest sposobów zwalczania przestępczości i patologii równie skutecznych jak częstsze patrole stróżów prawa i porządku.
Czyli po pierwsze: więcej patroli.
A po drugie: więcej światła.
Poprawie bezpieczeństwa Mokotowa sprzyja i będzie sprzyjać każda poprawa stanu oświetlenia – zwłaszcza rejonów potencjalnie niebezpiecznych: bankomatów, przystanków komunikacji miejskiej, wejść do toalet, automatów telefonicznych…
Po trzecie: więcej kamer.
Rozbudowa systemu monitoringu obejmującego ulice i rejony oraz środki komunikacji publicznej najbardziej zagrożone przestępczością już nie raz dowiodła swojej skuteczności – wiem to z własnego doświadczenia.
I po czwarte: sprawiedliwość bez względu na osobę.
Cytowane tu policyjne dane o wzroście przestępczości gospodarczej w Warszawie pod rządami pani prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz powinny dać nam wszystkim nieco do myślenia.
A po piąte, warto na zakończenie przypomnieć, że pierwsze od dłuższego czasu spadki wskaźników przestępczości odnotowano w Warszawie za kadencji prof. Lecha Kaczyńskiego – pierwszego od dawna prezydenta Warszawy deklarującego wolę i próbującego twardo, surowo i sprawiedliwie egzekwować przestrzeganie prawa w stolicy. Nie przypadkiem liczba odnotowanych przez warszawską policję przestępstw spadła z 6678 w 2003 r. do 5093 w 2005 r., a wskaźnik przestępstw na 1000 mieszkańców spadł w tym czasie z 30 do 23,8.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz